Wprowadzenie. Tło jasne, a na nim rysunki, składające się z różnych kształtów, głównie okręgów i prostych linii. W miarę jak tło zmniejsza się, na środek ekranu wjeżdżają napisy w żółtym kolorze: „Wielkie Konflikty” i „Kopernik vs Uczeni”. Po zniknięciu napisów, obraz zanika w kolor czarny.
Obraz ponownie jaśnieje. W tle słychać pianino i śpiew. W lewym dolnym rogu wyświetlają się napisy stylizowane na kaligrafię: „Frombork. 10 lipca 1509 r.”. Widać trzy idące w stronę kamery osoby wzdłuż metalowego płotu. Są to Miłosz, Czesław i Mikołaj Kopernik. Dwaj pierwsi ubrani są w czarne szaty, a na głowach mają studenckie czapki. Miłosz nosi okulary. Czesław trzyma w dłoniach papierową torbę pierniczków. Mikołaj ma dłuższe, czarne włosy, nosi dużo krótszą szatę, a pod pachą trzyma skórzaną teczkę.
Cięcie na kamerę po prawej stronie mężczyzn. Mijają drzewo i idą wzdłuż murowanego płotu. W lewym dolnym rogu pojawiają się kolejne napisy: „Niedziela, godz. 09:29”.
- Mikołaj Kopernik: Zatem, panowie. Kończąc mój wykład. Teoria heliocentryczna polega na tym, że Słońce jest w centrum, a Ziemia oraz pozostałe planety krążą wokół tego słońca.
Podczas wypowiedzi Mikołaja następuje cięcie i zbliżenie na jego twarz. W trakcie opisywania swojej teorii Kopernik gestykuluje, naśladując obiekt w centrum i obracające się wokół niego obiekty. Kolejne cięcie ukazuje, że Mikołaj stoi przed Czesławem i Miłoszem, którzy siedzą na kamiennej ławce, zajadając się pierniczkami.
Cięcie i zbliżenie na Miłosza i Czesława. Patrzą z podziwem na Mikołaja, stojącego poza kamerą, po czym spoglądają na siebie.
- Miłosz: Super.
- Czesław: Super!
Zjada piernika.
- Miłosz: Super. To jest... To jest naprawdę fajne.
Sięga do papierowej torby.
- Czesław: Naprawdę ciekawe.
- Miłosz: Mikołaj, to jest coś, wiesz... To jest kompletnie od drugiej strony. Mi się to bardzo podoba.
- Czesław: Ta.
- Miłosz: To jest super. To jest świetne.
- Czesław: Wiesz o co chodzi? Bo... Że... Jak to było? Jak to było?
- Miłosz: Że-e... y...
- Czesław: Że to--
- Miłosz: Że to Słońce
Czesław się śmieje. jest, wiesz, w środku...
- Czesław: Tak.
- Miłosz: Wie-wie-wiesz, o co chodzi. Że Słońce jest w środku, a – jakby – planety krążą dookoła.
Mówiąc to, Miłosz obraca w powietrzu dwoma piernikami, a Czesław zatacza wokół nich kręgi swoim palcem.
- Czesław: Tak.
- Miłosz: To jest... Chcesz, ten?
Mówiąc to, podaje Czesławowi jeden z pierniczków. To jest jakiś kosmos.
- Czesław: Dziękuję.
Zwracają się do Kopernika. Ja bym na to nie wpadł. Ja bym na to nie wpadł.
- Mikołaj Kopernik: Czyli, panowie, co?
Cięcie na twarz Mikołaja. Do drukarni i publikujemy!
Cięcie na siedzących Czesława i Miłosza, którzy wyraźnie nie są zadowoleni z propozycji Kopernika.
- Czesław: Widzisz, tu jest problem.
- Miłosz: No...
- Czesław: Bo i tak, i nie.
Mikołaj spogląda na Czesława i Miłosza, jego uśmiech powoli znika.
- Czesław: My jesteśmy uczonymi.
- Miłosz: Tak. My jesteśmy, wiesz, naukowcami. My nie możemy... Nie możemy mówić kłamstw.
- Czesław: Nie możemy przekazywać ludziom nieprawdy. Po prostu. Nie?
Zwraca się do Miłosza. Eee... Bo jaka... Jakie są fakty? Jaka jest prawda?
- Miłosz:
Do Mikołaja. Wiesz, wiemy, że był Jezus.
- Czesław:
Pstryka palcami. To wiemy. Wiemy... Wiemy, że był... że był potop.
- Miłosz: Potop. Wiemy, że zmieniła się woda w wino. To są... To są fakty.
- Czesław: Jest niebo, piekło.
- Miłosz: Niebo, piekło, czyściec.
- Czesław: To są fakty.
Po chwili. A to są jakieś babole.
- Miłosz: Wiesz, no, to, to są...
- Czesław: To nie jest tak, że my mamy coś przeciwko tobie.
- Miłosz: Nie, Mikołaj, w życiu.
- Czesław: Nie, nie, nie, nie, nie.
- Miłosz: Mikołaj, miejsce w katedrze na ciebie czeka.
- Czesław: Absolutnie.
- Miłosz: W ogóle nie ma problemu.
- Czesław: Tak.
- Miłosz: Jest fotelik, wszystko jest, tylko, wiesz, no ty musisz nam coś dać.
- Czesław: Cokolwiek.
Frędzel z czapki uderza go w oko, a Czesław go odpycha. Au. A to są po prostu jakieś brednie. Ej, wiesz, nie przeskoczymy tego. Po prostu: Słońce się kre-kręci, a Ziemia jest płaska.
- Mikołaj Kopernik:
Zażenowany, z zamkniętymi oczami. Panowie, Ziemia nie jest płaska, jest okrągła.
Czesław i Miłosz podnoszą ręce w górę, po czym bezsilnie je puszczają.
- Miłosz: Masz...
- Czesław: Mikołaj.
- Miłosz: Mikołaj! Zrozum. Daj nam teorię, której nie będzie się dało tak proso obalić, tak? Rozumiesz? Dobra, pano-- słu-- Jest nas trójka. Wymyślamy teorie. Uwaga.
- Czesław: No, wymyślamy, dawaj.
- Miłosz:
Klaszcze. Wy-- Proszę bardzo. Kręci dłońmi. Yyy, wymyślamy teorie. Burza mózgów.
- Czesław: No, wymyślamy. Dawaj. Jedziemy. Dawaj.
Miłosz i Czesław zamykają oczy, kręcą dłońmi i głowami oraz wydają z siebie dziwne odgłosy.
- Miłosz: Proszę bardzo. Yyy... I jedziemy. I te--, nowa teoria, i człowiek.
- Czesław: Iii. Nowa teoria. Cz-człowiek.
- Miłosz: Człowiek.
- Miłosz i Czesław: Człowiek.
- Miłosz: Człowiek.
- Czesław: Pochodzi. Pochodzi.
- Miłosz: Człowiek, człowiek pochodzi. Człowiek pochodzi od, człowiek pochodzi od.
- Czesław: Od, yyy...
- Miłosz: Mikołaj, Mikołaj, przyłącz się do nas. Człowiek pochodzi od, mmm... Yyy... Małpy!
Uczeni kończą swoją burzę mózgów. Otwierają oczy i milkną. Spoglądają na siebie.
- Miłosz: Człowiek pochodzi od małpy.
Obaj uśmiechają się, prawie się śmieją.
- Czesław: Rozumiesz? Jakie to jest durne? Ha ha ha! Ale, ale, jakby jednocześnie...
- Miłosz: Nie da się tego obalić, nie?
- Czesław: Ani, ani, ani potwierdzić.
- Miłosz: Ani potwierdzić...
- Czesław: Ani, ani właśnie zaprzeczyć.
- Miłosz: Ja to kupuję.
- Czesław: I to jest, to jest świetne.
- Miłosz: I to jest coś, o co nam chodzi.
- Czesław: To jest dokładnie to. W to celujemy, w to celujemy.
- Miłosz: To jest ten rodzaj myślenia, w który celujemy.
- Czesław: Tak.
- Mikołaj Kopernik:
Zawiedziony oraz zażenowany. Ale ja jestem astronomem.
Czesław i Miłosz ponownie podnoszą ręce w górę, po czym bezsilnie je puszczają.
- Miłosz: Nosz, Mikołaj! Ale to--
- Czesław: Mikołaj, tak to my się nie dogadamy.
- Miłosz: Mikołaj, zrozum, tą twoją teorię można obalić w pięć minut.
- Czesław: W pięć sekund możesz ją, Miłosz, obalić!
- Miłosz: Mam ją teraz obalić?
- Czesław: Obal ją w tym momencie.
- Miłosz: Czesław, obalamy.
- Czesław: Bardzo proszę!
Miłosz wstaje z ławki i podchodzi do Mikołaja.
- Miłosz: Oba-obalam teorię. Zobaczmy. Jeżeli jest tak, jak mówisz, tak? Ten, i, i po prostu Ziemia się kręci, tak? No to patrz.
Miłosz chwyta swoją czapkę, a po chwili podskakuje. Po opadnięciu rozkłada ramiona.
- Miłosz: Powinienem być w innym miejscu.
- Czesław: Powinieneś być w miejscu.
- Miłosz: Jestem w tym samym miejscu?
Podaje dłoń Czesławowi.
- Czesław:
Ściska dłoń Miłosza. Dokładnie w tym samym miejscu.
- Miłosz: Jestem dokładnie w tym samym miejscu. Przykro mi.
Miłosz wraca na swoje miejsce.
- Mikołaj Kopernik: Rozumiem.
- Miłosz: Mikołaj.
- Czesław: Mikołaj... Prześpij się z tym.
- Miłosz: Tak, idź, odpocznij.
- Czesław: Do domu. No i co? No nie wiem. Umówmy się...
- Miłosz: Na piątek, umówmy się na piątek.
- Czesław: Czy wtorek. Dla świętego spokoju.
- Miłosz: Dla świętego spokoju umówmy się na wtorek.
- Czesław: Na wtoreczek.
- Miłosz: No i daj nam coś.
Uczeni zaczynają gnieść w dłoniach powietrze, a ich ton głosu zmienia się.
- Czesław: Przynieś nam, wiesz... coś...
- Miłosz: Daj, wiesz, taką, taką mięsistą, wiesz...
- Czesław: Taką... Taką, wiesz... Taką... Taką teorię!
- Miłosz: Taką teorię, że wiesz!
- Czesław: Wiesz, co można zgnieść! Ręką, jak plastelinę taką!
Słuchając niedorzecznego wykładu uczonych, Mikołaj z dezaprobatą kiwa głową.
- Czesław: Taką glinę!
Uczeni zaczynają gnieść sobie nawzajem dłonie, wydając z siebie ciche krzyki.
- Czesław: Rozumiesz? Coś takiego.
- Miłosz: To jest teoria, która nas interesuje. Bo to, co ty mówisz, to są kompletne brednie.
Kopernik smuci się, żegna się z uczonymi gestem dłonią i bez słowa odchodzi od ławki.
Czesław i Miłosz odprowadzają go wzrokiem przez jakiś czas. W końcu oddychają z ulgą.
- Czesław: Nic z tego nie będzie.
- Miłosz: Nic.
Odwraca głowę do Czesława. Idziemy się spowiadać?
W tle ponownie słychać śpiew oraz fortepian. Czesław kiwa głową, wyciąga jednego piernika z torby i wstaje. Miłosz, chcąc podnieść torbę z ławki upuszcza ją. Czesław odwraca się do kolegi, który schyla się, by podnieść torbę, po czym prostuje się i obaj odchodzą w stronę bramy.
|